Mianem vaporware określa się oprogramowanie lub sprzęt komputerowy, które po szumnych zapowiedziach przekroczyły wielokrotnie wszelkie możliwe terminy wydania. W dziedzinie softu niekwestionowanym liderem jest tu „Duke Nukem Forever” zwodzący niecierpliwych graczy przez dobrą dekadę, w kategorii sprzętu palmę pierwszeństwa spokojnie przyznać można elektronicznej książce i elektronicznemu papierowi wieszczonym już drugą, jeśli nie trzecią dekadę, technologicznie zaś wykonalnym (po części) już od lat dziewięćdziesiątych.
Już w roku 1980 Alvin Toffler publikując słynną „Trzecią Falę” prorokował, między innymi powstanie biura bez papieru. Pomimo iż technologie pozwalające na czysto elektroniczny obieg informacji, faktycznie zostały już wkrótce upowszechnione, ilość papieru produkowanego tak w pracy biurowej, jak i przez domowego użytkownika - paradoksalnie - jedynie wzrosła. Wiąże się to z faktem, iż łatwość tworzenia papierowej dokumentacji jest dziś niepomiernie większa niż trzydzieści lat temu, ale wynika też stąd, iż ów archaiczny nośnik w wielu zastosowaniach nadal jest znacznie wygodniejszy niż wszelkie jego elektroniczne surogaty, wygrywając wygodą czytania, lekkością i mobilnością, łatwością dodawania adnotacji, podkreśleń, zakładek, czy nawet kosztem produkcji...
Mówiąc o elektronicznej książce na elektronicznym papierze mamy właściwie na myśli kilka różnych technologii.
Po pierwsze podręczny czytnik tekstów. Definicję tę spełniają niektóre, dostępne już komercyjnie, choć mało rozpowszechnione i dosyć drogie (około 1 tys zł) urządzenia, jak: Sony eReader, czy iLiad. Od wielkiej biedy kwalifikują się do tej grupy również komórki, smartfony i niektóre odtwarzacze multimedialne, czy laptopy trudno jednak mówić w ich przypadku o wygodzie użytkowania. Część powszechnie dostępnych palmtopów o większej przekątnej ekranu niemal spełnia zadane kryteria, kupowanie ich jednak w celu czytania książek przypomina nieco jeżdżenie czołgiem na jarmark. Rozdzielczość i łatwość czytania tekstu ustępuje tu nadal papierowemu oryginałowi, cena zaś i maksymalny czas pracy skutecznie ograniczają czytelnicze zastosowanie.
Odpowiednie technologie zatem zasadniczo już istnieją i są w stanie pełnić rolę nowego materiału piśmiennego. Na podobnej zasadzie zadanie to wypełniały jednak również już gliniane tabliczki i bukowe deseczki (stąd z resztą ang. book i ros. bukwa), nie zadowalając jednak swoich użytkowników, którzy poszukiwali czegoś wygodniejszego...
Po drugie elektroniczny papier z prawdziwego zdarzenia. Zatem wyświetlacz cienki, lekki, giętki a przy tym najlepiej tani. Dobrze, żeby dawał się zwinąć w rulon lub złożyć, bez ryzyka uszkodzenia. Powinien przy tym dysponować rozdzielczością i kontrastem zbliżonym do swego klasycznego odpowiednika, najlepiej zaś, żeby potrafił prezentować teksty bez potrzeby zasilania (sic!). Wszystkim tym wymogom potrafią sprostać wytwory technologii dostępnej już dziś... w laboratoriach.
Tego typu materiał oznacza nie tylko nowe podłoże dla słowa pisanego, ale nowy sposób prezentacji obrazu w ogólności. Możliwe stałoby się stworzenie rozwijanych ekranów do urządzeń przenośnych, nowego typu tablic informacyjnych, czy nawet tapet pełniących funkcję wyświetlacza. Napędzający koniunkturę snobizm fetyszystów paaa...noramicznego telewizora ostatecznie utraciłby wszelką rację bytu.
Rychłe upowszechnienie podobnych technologii zapowiada się już od początku wieku, kiedy jednak wreszcie ono nastąpi, stanowić będzie zapewne rewolucję. Rozwijane obecnie technologie drukowania polimerowych wyświetlaczy za pomocą urządzeń podobnych do drukarek atramentowych i w oparciu o procesy technologiczne, dające się zastosować w warunkach domowych, dają nadzieję na ich niski koszt i oznaczać będą zupełnie nowy sposób myślenia i korzystania z takich „wyświetlaczy”.
Po trzecie książka elektroniczna. Polularny e-book, który choć nie doczekał się ścisłej definicji, stanowi właściwie jedyny w pełni ziszczony element cyfrowego obiegu kultury. Ziszczony w stopniu wykraczającym nawet poza jego pierwotne koncepcje (wykorzystanie technologii stworzonych na potrzeby internetu, pozwala bowiem wzbogacić przekaz tekstowy o dźwięk, obraz, bądź interaktywne aplety prezentacyjne), nie mogący jednak nadal rozwinąć skrzydeł z braku odpowiedniego zaplecza technicznego. Czytanie książek z ekranu jest wciąż męczące i niewygodne. Tak z uwagi na nieporęczność komputera, czy nawet laptopa, jak też i na jakoś obrazu prezentowanego na ich ekranie.
Po czwarte „telegazeta”. W czasach bezprzewodowego internetu pojmowanie prasy jako pakietu informacji odbieranego co rano, czy to w postaci zadrukowanego arkusza, czy też pliku komputerowego stanowi już pewien anachronizm. Użytkownik oczekuje dziś informacji dostępnych na bieżąco, najlepiej w mobilnym urządzeniu. W czasach, gdy sprzętową platformą konwergujących mediów staje się, coraz częściej wymiana pakietów w ogólnoświatowej sieci, nie trzeba tu wymyślać jakiejś osobnej technologii. Chodzi raczej o zmianę sposobu myślenia i biznesowego modelu zarobków dotychczasowych wydawców. Tu jawi się właśnie największy problem.
Pierwsze laptopy i płaskie wyświetlacze mogliśmy podziwiać już pod koniec lat osiemdziesiątych, jednak obok podłego kontrastu i czasu reakcji matrycy, pochwalić się mogły wówczas jedynie astronomiczną ceną. Jeszcze kilka lat temu ceny kolorowych monitorów LCD potrafiły szybować sobie na pułapie kilkunastu tysięcy zł, czyniąc je zupełną abstrakcją dla przeciętnego użytkownika. Obecnie jednak kilkunastocalowy wyświetlacz, grubo przekraczający książkowe potrzeby mieści się w granicach kilkuset zł. Co więcej, do celu wyświetlania tekstu zastosować można matryce o większej bezwładności, a właściwie to nawet... czarno-białe. Koszt takiego ekranu będzie już czysto znikomy, tanie i małe hardware zdolne obsłużyć wyświetlanie na nim tekstu istnieje od kilkunastu lat, dlaczego zatem ciągle nie mamy cyfrowych książek, skoro istnieją, tych samych rozmiarów, zaawansowane komputery?
Otóż wygląda na to, iż zdecydował tu brak zainteresowania tak wydawców, jak nabywców. Dla tych pierwszych elektroniczny byt książki burzy utartą rutynę druku, sprzedaży egzemplarzy dzieła w formacie stosunkowo pracochłonnym do skopiowania i z niebagatelną marżą. Wystarczy porównać cenę zeszytu lub notatnika z podobną objętościowo książką. Spodziewają się oni, że w momencie upowszechnienia cyfrowej literatury dotychczasowy model zacznie borykać się z problemami podobnymi jak branża muzyczna i cyfrowa. W związku z powyższym wydają e-booki i prasę w postaci elektronicznej ze stosunkowo niewielkim przekonaniem, stosując przy tym często cudaczne rozwiązania w postaci zamkniętych formatów (np. prasowy zino zamiast html bądź pdf) i dedykowanych im czytników, mających utrudniać kopiowanie treści. Niekiedy (jak np. Sony) produkują czytniki domyślnie zdolne jedynie do odczytu książek sprzedawanych w firmowym sklepie. Wobec skromnej i obciążonej DMR oferty cieszą się one umiarkowanym powodzeniem czytelników, co przekłada się na małe zainteresowanie czytnikami. Nie należy też zapominać, że książka oprócz treści, stanowi też rodzaj gadżetu, nobilitującego nabywcę możliwością postawienia na półce, a istniejące czytniki mimo pewnych przewag nad papierem, wciąż mogą być postrzegane jako drogie i mało funkcjonalne.
Upowszechnienie e-papieru rozbija się z kolei ciągle o problemy technologiczne. Sama koncepcja starsza jest nawet niż przenośne komputery. Pierwszą wersję technologii opracował jeszcze w latach 70-tych Nicholas Sheridon pracujący w laboratoriach Xeroxa. Pomiędzy dwie warstwy folii wprasowywał on czarno-białe kulki, obracające się pod wpływem pola elektrycznego określoną stroną. Kasowanie zapisu następowało przez przyłożenie odwrotnego napięcia do całej kartki.
Dwie kolejne wersje e-papieru opracował w roku 90 i 99 Joseph Jacobson. W jego rozwiązaniach, zanurzone w oleju kropelki tuszu pierwotnie zmieniały swoje położenie, później zaś objętość reagując na przyłożone do olejowego piksela potencjały.
Obecnie nad różnorodnymi typami elektronicznego papieru pracują liczne firmy z całego świata: Philips, Nokia, Fujitsu, Sharp, Sony, Xerox, Kodak, IBM, Hitachi, Gyricon, Kent Displays, Nterra. Eksperymentują one z najróżniejszymi technologiami jego realizacji: LCD, wyświetlaczami elektrochemicznymi, plazmowymi. Trudno przewidzieć która z film okaże się zwycięzcą w tym wyścigu i dzięki której technologii. Najlepsze istniejące obecnie rozwiązania zapewniają możliwość wyświetlania obrazu na giętkim materiale bez potrzeby zasilania, ich zasadniczą wadą jest jednak długi czas odświeżania obrazu, wynoszący około sekundy, co nie pozwala na zastosowanie współczesnych papierów jako zamiennika LCD.
Wybór dostępnych na rynku czytników nie jest oszałamiający, zwłaszcza w naszym kraju, gdzie wpisując ich nazwy w polskich serwisach aukcyjnych, odnajdziemy niekiedy pojedyncze egzemplarze. Poniżej wymienię kilka przykładowych urządzeń wraz z parametrami.
LIBRIé EBPR 1000EP | Sony Reader PRS-500 | Amazon Kindle | iLiad | |
premiera | kwiecień 2004 | wrzesień 2007 | listopad 2007 | marzec 2006 |
wyświetlacz | 6 cali 800×600 | 6 cali 800×600 | 6 cali 800×600 | 8,1 cala 768 × 1024 sensory dotykowe |
kolory | monochromatyczny | 8 odcieni szarości | 4 ociene szarości | 16 odcieni szarości |
technologia wyświetlacza | E-ink | E-ink | E-ink + skroler LCD | iRex Electronic Paper |
RAM | 10 MB | 200Mb dla użytkownika | 180 MB dla użytkownika | 128 MB dla użytkownika |
rozszerzanie RAM | Memory Stick / Memory Stick Pro | SanDisk 4Gb / Sony Memory Stick Duo 8GB | SD | USB, MMC, CF |
zasilanie | 4 baterie AAA | wbudowana bateria litowo-jonowa | wbudowana bateria 3.7V, 1530mAh litowo-polimerowa | wbudowana bateria litowo-jonowa |
czas pracy | 10 000 stron* | 7 500 stron* | 30 godzin (przy wyłączonym połączeniu bezprzewodowym) | 10 godzin |
komunikacja | USB 2.0gniazdo słuchawkowe | USB 2.0 | EVDO/CDMA AnyDATA wireless modem,USB 2.0 (mini-B)gniazdo słuchawkowe | Wi-Fi |
wymiary | 190 × 126 × 13 | 175 x 122 x 8 | 177 × 134 ×19 | 217 × 155 × 16 |
waga | 300 g | 249 g | 292 g | 389 g |
cena | 299 USD | 399 USD | 649 EUR | |
czyta | dedykowany, zamknięty format | PDF/ TXT / RTF/ DOC / LRF/ LRX / JPG / GIF / PNG / BMP / MP3 / AAC | AZW (Kindle) / TXT / niezabezpieczone MOBI i PRC / MP3, AA (Audible) | PDF / HTML / TXT / JPG / BMP/ PNG / PRC (Mobipocket) |
* tylko podczas zmiany obrazu urządzenie pobiera energię
Wszystkie powyższe urządzenia wypuszczano na rynek, kierując się ideą, jaka przyświecała pierwotnie twórcom iPoda i sklepu iTunes. Mierzono zatem w przyszłe zarobki ze sprzedaży książek dedykowanych dla wybranego czytnika, obciążonych DMR i nie dających się skopiować ani odczytać w żadnym innym urządzeniu. W przypadku pierwszego z wymienionych w tabeli urządzeń (i pierwszego, który odniósł w ogóle jakiś sukces - sprzedawany tylko na rynku japońskim) zdecydowano, się iż reader ten będzie w ogólności zdolny do odczytu jedynie specjalnie przygotowanych dla niego książek. Co nasuwa kolejne zagadnienie...
Racją dystrybutora jest dążenie do wzrostu zysków, nabywcy zaś minimalizowanie kosztów zakupu. Technologie sprawiające, iż czas i koszt powielenia dzieła staje się pomijalny, uderzają w klasyczny model egzemplarzowej sprzedaży kopii dzieła, analogicznej do metod dystrybucji dóbr czysto materialnych. Wydawcy mogą czuć się zagrożeni zjawiskiem piractwa, bojąc się potencjalnej utraty zysków, z drugiej zaś strony mogą nagle okazać się zupełnie zbędnym elementem łańcucha pisarz - czytelnik, jeśli autor zdecyduje się na samodzielną promocję i dystrybucję dzieła z wykorzystaniem internetu.
Patrząc na sprawę od strony społecznej widzimy z kolei szansę technicznego zrealizowania nieosiągalnej nigdy wcześniej dostępności dóbr kultury, zagrożonej jednocześnie działaniami wydawców, którzy usiłując stosować różnorakie techniczne zabezpieczenia swoich dzieł, utrudniają życie nie tylko piratom, ale również osobom pragnącym skorzystać z przysługującego im prawa użytku osobistego, czy nawet bibliotekom, które w obliczu technologii DRM mogą mieć problem z udostępnianiem dzieł w ramach swojej misji.
Warto w tym miejscu wspomnieć, iż nie każde skorzystanie z dzieła chronionego prawem autorskim musi być sprzeczne z prawem. Polska ustawa o prawie autorskim mówi, iż:
„Bez zezwolenia twórcy wolno nieodpłatnie korzystać z już rozpowszechnionego utworu w zakresie własnego użytku osobistego (...) Zakres własnego użytku osobistego obejmuje krąg osób pozostałych w związku osobistym, w szczególności pokrewieństwa, powinowactwa lub stosunku towarzyskiego”.
Bliższą wykładnie powyższego przepisu podał w zeszłym roku np. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, przy okazji wymuszenia na Warner Bros zmiany przepisów kryminalizujących wszelkie formy kopiowania ich płyt. W wygłoszonym wtedy komunikacje prasowym czytamy między innymi:
„Możliwe jest zatem przykładowo skopiowanie płyty dla znajomego, czy zrobienie zapasowej kopii do domowego archiwum”.
(https://www.uokik.gov.pl/pl/informacja_i_edukacja/informacja/komunikaty_prasowe/art271.html).
Możemy zatem łatwo wyobrazić sobie tak czarny sen papierowego wydawcy, w którym rzesze przedstawicieli cyfrowego społeczeństwa rozpoczynają radosne kopiowanie e-książek, realizując... swoje ustawowe prawa.
Kultura i ekonomia nie zawsze muszą stawać po przeciwnych stronach barykady. Inaczej niż w przypadku filmów czy nagrań muzycznych, olbrzymia część dorobku literackiego ludzkości znajduje się obecnie w tz. domenie publicznej, nie objęta ochroną prawnoautorską. Z momentem cyfryzacji mogą się one zatem stać powszechnie dostępne całkowicie za darmo. Projekt tego typu realizuje obecnie np. Polska Biblioteka Internetowa, czy Wolne Lektury.
Ponoszone przez społeczeństwo koszty edukacji mogłyby ulec obniżeniu tak dzięki elektronicznej dystrybucji dzieł klasyków, jak też realizowanemu obecnie projektowi Wolnych (darmowych) Podręczników, które obecnie wciąż wymagają drukowania.
Jak widać kultura słowa posiada inną specyfikę niż rynek medialny, nawet jednak w jej ramach koncepcja całkowitej darmowości dużej części utworów jawić się musi nam co najmniej czyś dziwnym i wcześniej niespotykanym.
Co zaś zostaje radzić wydawcom, którzy chcą przetrwać na przyszłym rynku? Miast podążać ścieżką zabezpieczania utworów, z której wycofują się już nawet wydawcy muzyczni, przystosować się do nowych warunków. Szybkość, łatwość i mobilna dostępność treści, jest jednym z czynników, który sprawia, iż często gotowi jesteśmy płacić za informacje dostępne w późniejszym terminie najzupełniej za darmo. Powodzenie elektronicznej sprzedaży nawet bytów tak absurdalnych, jak dzwonki komórkowe wskazuje tutaj kierunek rozwoju. Zachodnie próby sprzedaży najwymyślniej zabezpieczanych e-booków kończyły się jak dotąd klapą. Jednocześnie jednak w Japonii, sprzedaż książek przygotowanych specjalnie na telefony komórkowe potrafi przynosić kilkadziesiąt milionów dolarów zysku rocznie.
Papierowa książka nie zniknie zapewne całkowicie ze sprzedaży, pozostając gadżetem świadczącym o prestiżu i kulturalnych ambicjach jej posiadacza. Historia jej wielowiekowych sukcesów powinna jednak dać do myślenia nowym, cyfrowym wydawcom. W końcu od czasu wynalezienia i upowszechnienia technologii druku nie wyceniano jej już sobie na trzy wsie z okładem.