Miłe złego początki, czyli opowieść z morałem

 
Miłe złego początki, czyli opowieść z morałem

Zawsze byłem ciekawski. Wszystko, co zakryte, po wierzchu całunem ludowej bajdy przystrojone w dwójnasób zawżdy rozpalało mą żądzę, iżby je rozewrzeć i do treści się dobrać - zwłaszcza, gdy do gąsiorka z miodem przy tym było podobne. Dlatego też bez wahania ruszyłem ongi wraz z Krzyżowcami na odsiecz Ziemi Świętej. Wyzwolilim tedy z rąk niewiernych bez liku złota, srebra, pachnideł i trunków, w pysznie zdobionych antałkach, i tu się niestety cały mój ambaras zaczyna...

Wróciwszy po kilku latach w glorii i zniszczonym kaftanie, zwiozłem byłem do folwarku swego wszystko, co z wyprawy dalekiej ocalić się udało. Pośród kamieni i kruszców szlachetnych dwie były tam rzeczy niezwykle osobliwe: palec wskazujący Św. Mikołaja patrona bednarzy w cynowej puszce i butla jakowaś niezwykła z lakową pieczęcią, którąśmy pospołu z towarzyszami po strasznej bitwie, czarownikowi pewnemu odebrali. Kosztowna musiała być niezmiernie, skoro podlec broniąc jej, piekielnym ogniem nas raził i wielkiej sile chłopa dopiero uległszy, niczym dym w polu się rozwiał. Odpocząwszy po wojażach, wieczoru pewnego złamałem tedy pieczęć, dzban ów otwarłem i nosem pociągnąłem aż mi łzy w oczach stanęły, a obok mnie olbrzym jakiś w turbanie, co się po arabsku kłania i o rozkazy prosi. Zrazu sarmackim tylko wybuchnąłem śmiechem w uznaniu zasług magusa, co trunek taki utoczył, że powąchawszy go ledwie, człowiek już ma w czubie, ale gdy i na drugi dzień dżinn znikać nie chciał, zmiarkowałem, iż udawanie, że go nie widzę, wrażenia nijakiego na nim zrobić nie zdoła. Życzeń moich koniecznie się przy tym dopraszał, tako więc wypaliłem, żem przyszłości okrutnie ciekawy, a on mi, żebym do wnętrza jego butli zajrzał. Przyłożyłem oko, coś huknęło, siarką zaśmierdziało i jeszcze tylko diabelski chichot zdążyłem usłyszeć, nim mnie z góry korek przytrzasnął. Odtąd zatem zza brązowego szkła podziwiałem przez wieki jak moi potomkowie, wzorem przodka, pakowali się kolejne kabały, musząc wypijać piwo, którego sami przedtem zdążyli nawarzyć, próbując naśladować naturę, a lubo i nawet ją przechytrzyć.

Tak oto w swoim antałku XXI doczekałem stulecia. Naczynia już teraz nie takie - na kształt ciała żywej istoty niemal poczynione. Mają chronić swe treści, twardsze być, lżejsze, tylko że zawżdy albo wiedzy kompletnej braknie, albo licho jakie czego domiesza. Kiedy cynowe kielichy zaprawiano ołowiem, żeby im twardość polepszyć, właścicielom ich wystawiano ucztę niczym z cykuty. Obecnie aluminium teflonem się inkrustuje, by uniknąć podobnej zgryzoty, ino teflonu nie wolno z kolei prażyć, bo sam się od tego zjadliwy staje. Usprawniane przez dekady plastiki przechowywanym w nich płynom nie czynią prawie żadnej skazy - takie mocarne - tyle że w lasach naszych również milenia całe leżeć będą, a wnuki wnuków wielkie sterty ich łupin dostaną we wiano. Umyślono więc, żeby same rośliny usprawnić - w twardszą skórkę, poręczniejsze kształty, niech większe trudy w podróży znoszą, czysto, bez jadów, bez odpadków - tylko że po tych reperacjach one już nie takie smaczne jak dawniej.

I tak lat kilkaset bez mała nabijać się ciągle dajemy w tą butelkę przez nas samych pierwej uczynioną, niewielką naukę ze starych błędów wnosząc. Ciągle za to kusi, żeby tak zakląć cebry, co by same do izby wodę nosiły, nawet jak się nie wie jeszcze do końca, jaka z tego bieda może wyniknąć. Sromota większa, że za kilka roków, wszystkie te puszki mądrzejsze już będą od człowieka, każda z własnym dżinnem, co chroni, pieści, otworzy, podgrzeje, schłodzi i do gębuchy wycisnąć pomoże.

***

Kiedy słyszę, że Anglicy zamiarują tak znaczyć skorupki jajek, żeby pokazywały Albiończykom przy gotowaniu, czy jajo już jest na twardo, czy jeszcze miękkie w środku lub, kiedy widzę kartę szampana z Nowego Świata, na której stoi przestroga, iż korkiem przy otwieraniu, oko można sobie włupić, to trapi mnie, czy w przyszłości nie zbraknie w końcu myślących ludzi zdolnych poradzić sobie z tym diabłem, który z onego pudełka pewnikiem nie raz jeszcze wyskoczy.

Ano - jako rzekł mi dżinn na pożegnanie - posiedzimy, zobaczymy.

 
 
Copyright 2024 drakonica.pl  All rights reserved
indeks tekstówmapa strony
portfolio.drakonica.pl