Kilka tysięcy lat temu, kiedy nieznany, neolityczny wynalazca wpadł na pomysł, by z wypalanej w ogniu gliny wykonać pierwsze naczynia, nie rozwodził się zapewne nad wiekopomnością własnego odkrycia. Wielce wątpliwe też, by potrafił choćby wyobrazić sobie sympozjum poważnych archeologów pogrążonych w zaciekłej dyspucie nad garścią popękanych skorup. Bądźmy szczerzy - nie zastanawiał się prawdopodobnie nawet, jaki los czeka jego dzbany i garnki choćby za lat kilkadziesiąt. Cenił cechy użytkowe nowego opakowania.
Pojemniki do przechowywania, przygotowywania i serwowania żywności okazały się równie przydatne półdzikiemu łowcy mamutów, co zabieganemu maklerowi giełdowemu. Przez liczne milenia towarzyszyły zatem rozkwitom kolejnych cywilizacji, by po ich upadku stanowić często jedyne świadectwo przebrzmiałej świetności wystawione w muzealnych gablotach. Podziwiać zatem możemy amfory inkrustowane scenami greckiej i rzymskiej mitologii, wyrafinowaną chińską porcelanę zdobioną postaciami dumnych smoków, czy zastawy będące wyrazem fanaberii europejskich monarchów. Archeolodzy posiadają na ich punkcie na tyle duże skrzywienie, iż nawet nazwy starożytnych ludów wywodzą często od kształtów naczyń, którymi ówczesne piony marketingu starały się kusić ówczesnego klienta. Mamy zatem kulturę ceramiki sznurowej, kulturę pucharów lejkowatych czy kulturę amfor kulistych. Mając to na uwadze aż strach mnie czasem ogarnia, gdy stojąc w supermarkecie spoglądam na półki pełne różnej maści plastikowych woreczków, torebek, doypacków i tubek, próbując dostrzec owe wytwory kultury materialnej w szerszym kontekście historycznym, dopóki jakiś legionista.... tfu! - ochroniarz nie wyrwie mnie z zamyślenia, prosząc grzecznie, bym przestał tarasować przejście.
***
Opakowania elastyczne zyskają zapewne szerokie uznanie w oczach przyszłych historyków. Nie tłuką się, nie rdzewieją, zachowują nieblaknące kolory, a dzięki zaznaczonym okresom przydatności do spożycia uwolnią ich od trudu datowania znalezisk. Martwi mnie tylko trochę, czy pouch kociej karmy postawiony na półce obok amfor z podobiznami antycznych bogów będzie z odpowiednim poświęceniem bronił honoru ludów wyznających kult Promocji i darmowych 30 procent? Do jakich wniosków dojdą owi badacze na temat naszego świata? Ilu z nich doktoryzuje się, wykazując, iż popularne w XX w. sakiewki na żywność i chemię gospodarczą (wg. niektórych źródeł saszetki) stanowiły w istocie magiczne upostaciowienie ducha Kapitału, mające zjednać swym twórcom przychylność nieobliczalnych i niewidzialnych sił Wolnego Rynku (analogicznie do wyobrażeń kształtów Bogini Matki w paleolitycznych dzbanach na mleko)?
Podobnie jak Rzymian z pucharem wina, Chińczyków z filiżanką herbaty Mongołów zaś z bukłakiem kumysu, przedstawicieli kultury Zachodu przełomu mileniów kreślić się będzie zapewne z tubką koncentratu spożywczego w zębach. Na designerach i technologach opakowań spoczywa zatem ogromna odpowiedzialność za nasz historyczny wizerunek.
Nie uchylają się jednak przed tym wyzwaniem. Najmniejsza nawet torebka „gorącego kubka” zawiera dziś szczegółową informację na temat składu, wartości kalorycznej i masy wnętrza, ucinając w zarodku wszelkie, zwodnicze spekulacje na temat diety przodków. Również pod względem ilości produkowanego materiału badawczego widać wyraźną poprawę względem wcześniejszych epok. Co więcej, umieszczane na obwolutach owych elastycznych naczyń opisy jednoznacznie sugerują ich natychmiastowe po użyciu wyrzucenie, by pogrzebane bezpiecznie w warstwach geologicznych, chronione przed zgubnym wpływem atmosfery, czekały cierpliwie na przyszłych odkrywców. Postęp to znaczący, zwłaszcza gdy zauważyć, iż nie dalej jak kilka dekad temu, producenci poczynali sobie jeszcze całkiem nieodpowiedzialnie, lansując pojemniki wielorazowego użytku, eksploatowane często aż do momentu kompletnego zniszczenia, przypadkowo tylko wyrzucane czasem w całkiem jeszcze zdatnym stanie.
Potencjalne narzekania wywołać może jedynie niejaka monotonia naczyń środkowego kapitalizmu. Technologia dąży tu do daleko posuniętej wielofunkcyjności. Torebka służąca do transportu i ekspozycji sklepowej pozwala już często na gotowanie zawartości bez otwierania i spożycie gotowej potrawy wprost z opakowania. Mniej rozwinięte kultury istotnie oferują tu większą różnorodność, pozostawiając po sobie rozliczne wazy, garnki, talerze, czy złote kielichy. Po naszej epoce pozostaną bowiem jedynie uniwersalne opakowania jednorazowe, by nie powiedzieć wręcz... śmieci.