Egzamin

 
Egzamin

– Następna! – niestosownie głośny okrzyk dziewczyny, która wybiegła z sali egzaminacyjnej poderwał Ankę sponad pliku kartek, z których powtarzała właśnie po raz ostatni trendy i epoki literackie.

Pozostali maturzyści, wzdłuż szpaleru których przebiegła najnowsza absolwentka, zerkali na nią z nie mniejszą konsternacją. Napięci niczym struny i nerwowo przestępujący z nogi na nogę, przypominali raczej mechanizmy postukujące miarowo w silniku, który Anka widziała kiedyś w warsztacie samochodowym swojego wujka. Albo rolki taśmociągu, który za chwilę porwie ją i ciśnie w paszczę wielkiego młyna, kiedy tylko drzwi przed jej nosem otworzą się po raz kolejny. W wyobraźni widziała już wielkie tryby żaren, szczerzące na nią swe zęby tuż za cienką ścianką ze sklejki i politury z numerem „107”. Kolejny niespodziewany dźwięk wyrwał ją z tej wizji i sprawił, że wszystkie papiery wyleciały jej z rąk. Obejrzała się. To dziewczyna, która przed chwilą zaliczyła ustny z polskiego i podskakiwała teraz wraz z grupką kilku innych, zaskowyczała przejmująco, czemu natychmiast zawtórowały dzikie piski jej koleżanek. Westchnęła i zaczęła zbierać rozsypane notatki. Podnosiła właśnie ostatnią kartkę, kiedy poczuła na sobie wzrok Gośki.

– Tylko nie potknij się jeszcze na progu, jak będziesz wchodzić – zakpiła tamta.

Natychmiast odpowiedziały jej nerwowe chichoty dwóch nieodłącznych koleżanek. Starały się trzymać fason, żeby nie odstawać od swojej prowodyrki, ale widać było, że od środka zżerają je nerwy. Tylko Gośka promieniowała autentyczną pewnością siebie i nawet chyba jakąś pogardą dla całej reszty świata.

– I pantofelka przy tym nie zgub, bo żaden książę i tak nie przyleci tu ciebie ratować – wyrzuciła z siebie ta po lewej na jednym wydechu i w takim tempie, że przy ostatnich słowach zabrakło jej powietrza.

Potem pochyliły głowy ku sobie. Szeptały coś, co chwilę zerkając na buty stojącej przed nimi dziewczyny i ponownie wybuchnęły śmiechem.

Anka poczuła, że czerwieni się i zaciska dłonie na zwiniętych w rulon notatkach. Uciekła wzrokiem za okno. Najchętniej wybiegłaby teraz jak najdalej stąd. Z dala od egzaminacyjnych stresów, od głupich koleżanek i wszystkich przeklętych epok literackich. Przy swoim „szczęściu” pewnie faktycznie potknie się i pewnie jeszcze zgubi przy tym pantofel, a potem skacząc na jednej nodze, będzie usiłowała jednocześnie odebrać pytania i obuć ponownie stopę, przez co sprawi, że cała komisja zacznie oglądać jej idiotyczne balerinki wyglądające, jak pożyczone od siostry z gimnazjum. Gośka natomiast wykona zapewne efektowny w tył zwrot i przedefiluje przed komisją w tych swoich szpilach, jak na wybiegu dla modelek, prosto do ławki, gdzie zacznie się przygotowywać do odpowiedzi i patrzeć z wyższością, jak Anka kuśtyka w jej stronę, poklapując zsuwającym się z pięty pantoflem.

Buty na obcasie były co prawda absolutnie nieregulaminowe, ale Gośce jakoś uchodziły bez większych konsekwencji. Najróżniejsze zresztą rzeczy w tym liceum uchodziły jej jakoś na sucho. I trudno się nawet dziwić, skoro jej matka, radna, wchodziła nieustannie w konszachty z dyrekcją, organizując wsparcie finansowe dla szkoły, a ciotka siedziała gdzieś w samym kuratorium. Może nawet te ostatnie przechwałki też okażą się prawdziwe i faktycznie zna pytania, które dziś będą? A nawet jeśli nie, to pewnie wylosuje dokładnie to, czego uczyła się wczoraj wieczorem.

Anka uczyła się naprawdę długo i sumiennie, ale znając siebie, zapytają ją pewnie o coś, o czym w nigdy w życiu nawet nie słyszała i przynajmniej jeden ze swoich egzaminów dojrzałości zaliczy na minimum wymaganych punktów. Tak to już jakoś zawsze jej wychodzi.

– I jak tam? Uczennice gotowe?! – rzucił przechodzący obok nich Pan–Demonium. Profesor od matematyki, z wiecznie rozwichrzonym włosem i nigdy niegasnącym zapałem do uroków trygonometrii.

– Gotowe! – zawołała z zapałem Gośka i energicznie zasalutowała, aż cały korytarz wypełnił się brzękiem jej absolutnie nieregulaminowej bransoletki.

Anka zdobyła się tylko na wymuszony uśmiech.

– Następny – zaanonsowała kolejna osoba opuszczająca salę.

Z duszą na ramieniu rusza do drzwi. Naprzeciw niej idzie Gośka, łomocząc flekami, aż w uszach dzwoni. „Uważaj na próg” szepce bezgłośnie tuż za plecami matematyka i układa w ciup umalowane usteczka. Anka omija ją i starając się stąpać możliwie bezgłośnie, podąża ku swemu przeznaczeniu. W myślach wciąż prześladuje ją ta twarz: słodka „niewinność” wykończona pefrekcyjnym makijażem, która jest w tym miejscu kaźni kompletnie nie na miejscu. Ktoś tu musiał pomylić kanały. Na szczęście oprzytomniała na tyle, by bezpiecznie ominąć próg.

***

„Dzień dobry”, komisja, kartki z pytaniami, wybrać jedną, przejść do ławki. Zrobiła to jak automat. Wydawało jej się, że dopiero studiując listę zadań, odzyskała rozum i wolną wolę. Teraz spokojnie. Pierwsze zna. Drugie e... no coś powie. Trzecie... trzecie masakra, kaplica, zgon – nie przerabiała tego. Przez chwilę miała ochotę wybuchnąć kretyńskim śmiechem. Chwycić listę pytań w zęby i gulgocąc coś, wybiec z sali wprost w objęcia postawnych panów w białych fartuchach. Wyluzować się, odpłynąć, mieć to gdzieś i przestać się wreszcie kopać z własnym losem. Potem spłynął na nią jakiś dziwny chłód. Przypomniała sobie lekcję na ten właśnie temat, jakiś film, książkę. Pospiesznie łączyła to w głowie, wyciągała wnioski. Wiedziała, już wiedziała!

Bransoletka dziewczyny za nią zagrzechotała wściekle podczas pisania, jakby naprawdę ziściły się zębiska młynów z jej wizji, ale ledwie to zauważyła. Nie wiedziała nawet, kiedy Gośka zdążyła wejść i usadowić się z tyłu. Nie zauważyła, kiedy odeszły od niej strachy. Była już tylko ta gonitwa myśli w głowie. Złapała za długopis i też zaczęła pospiesznie notować konspekt odpowiedzi. Najpierw ten przebłysk w głowie, zanim ucieknie. Potem pierwsze, bo łatwe i szybko. Potem drugie. Drugie tak sobie, ale i tu, po dłuższym namyśle, udało jej się wydobyć z pamięci jeszcze kilka faktów.

Nadszedł czas na nią. Wstała. Zęby żaren za jej plecami zamilkły. Gośka z przestała notować, pewnie teraz gapi się na nią. Nie było żadnych żaren, nie było żadnej Gośki. Były uprzejme potakiwania trojga nauczycieli w takt jej słów. Potem był uśmiech – zdała. Tak po prostu.

***

Na korytarzu stanęła, jakby wynurzona z wody. Najpierw tylko łapała powietrze, później dostrzegła, że cały hol zalany jest słońcem. Koleżanki Gośki spoglądały na nią jakoś niepewnie. Z trudem powstrzymała się, żeby ich nie ucałować. Potem usiała na parapecie, żeby napisać SMS–a do mamy i siostry.

Ledwie skończyła, gdy z sali z hukiem wyleciała również i Gośka. Zatoczyła się w drzwiach, zaklęła i niczym wzbierający sztorm, zaczęła wygrażać wszystkim od sprzątaczki szkolnej po ministra edukacji.

Nie miała ochoty tego dłużej słuchać. Wstała i popłynęła przed siebie. Dopóki nie zniknęła za zakrętem korytarza, słyszała jeszcze, jak zza jej pleców rozlegały się głuche pomstowania Gośki – dziewczyny, która potknęła się na progu.

 
 
Copyright 2024 drakonica.pl  All rights reserved
indeks tekstówmapa strony
portfolio.drakonica.pl