- Czy to się wreszcie skończy?! - grzmiał, po raz nie wiadomo już który, Jacek, to wymachując przed całym światem trzymanym w ręku rachunkiem telefonicznym, to wygrażając nim przed moim nosem.
Żółtobrązowa fakturka furkotała przy tym niepokojąco, niczym targany wiatrem liść, sprawiając, iż sama również czułam się coraz bardziej pożółkła i zwiędnięta. Resztkami sił starałam się jeszcze trzymać, by nie porwała mnie, szarpiąca już od środka, ulewa.
- Ty się może chociaż zarejestruj jako niezależny operator - perorował niezrażony - UKE wymógł ostatnio na Tepsie, żeby dawała takim 47% rabatu za hurtowy zakup połączeń!
Nie chcąc dać nic po sobie poznać, odwróciłam się z godnością na pięcie i poprzez spływające po szybach krople, spojrzałam na mokre, jesienne popołudnie, dołujące nie mniej niż wcześniejszy poranek.
***
Zdarzają się takie dni, kiedy czujesz, że cały świat po prostu uwziął się na ciebie. Za żadne skarby pod bladym słońcem, nie możesz się przekonać, by wyleźć spod ciepłej kołdry i ruszyć do walki o należne ci w życiu miejsce. Kawa z cynamonem nie ma w ogóle żadnego smaku, a twój własny facet zeżarł ostatnią, ratunkową tabliczkę czekolady. Zostaje tylko wyć, upić się, albo zadzwonić do kumpeli, z którą w dzieciństwie przy takiej pogodzie obgadywało się koleżanki i grywało w monopol niemal zawsze tracąc na jej rzecz wszystkie swoje domki i hotele. Kiedy i po tym chandra nie przechodzi, można jeszcze postawić sobie Tarota, kolejną kawę (najlepiej po irlandzku) i znowu zadzwonić do przyjaciółki. Tym razem po to, by ze szczegółami omówić znaczenie uzyskanej wróżby w kontekście swoich uczuć i biznesu, zaś jeśli ona również ma akurat doła...
***
- No i co z tego, że na komórkę? - wściekam się, kiedy Jacek przerywa na chwilę, żeby złapać powietrza - Nie moja winna, że tak drogo, tylko monopolu TPSA. Kumpela wspominała, że UKE nakazał im już nawet obniżenie stawek na połączenia do sieci komórkowych.
Atak jak zwykle okazał się najlepszą obroną, Jacek zamarł na wdechu, w pół słowa i wlepił we mnie okrągłe oczęta, prawie jak w te swoje, półnagie „anielice” z World of Warcraft. Gdybym się nawet ostrzygła na takie czupiradło jak one, nie wywołałabym pewnie lepszego efektu.
- Płacimy abonament za twoją gierkę, żebyś mógł się włóczyć po lasach z jakimiś lafiryndami, z których połowa to faceci i drugi, nie mniejszy za neostradę z szybkim transferem, żeby nie było lagów kiedy zabijasz smoki, a mi już nawet z porozmawiać z przyjaciółką nie wolno? I ciesz, się że z przyjaciółką...
- A z kim niby?
- No przecież, że nie z w ł a s n y m facetem, skoro mnie w ogóle nie słucha, tylko ogląda stringi wirtualnych elfek.
Widziałam, że mam go w garści. Coś tam jeszcze mamrotał pod nosem, żeby nie wyglądało przypadkiem, że rezygnuje z monopolu na posiadanie racji i pilota TV, ale wyraźnie miękł. Nie rzucał już nawet po raz kolejny pomysłem, by zrezygnować z numeru stacjonarnego, kiedy tylko UKE wyegzekwuje na operatorze obowiązek oddzielenia usług neostrady od telefonu, czym podniecał się ostatnio przynajmniej trzy razy dziennie.
- I co jeszcze wymyślił UKE w ramach walki z monopolistą? - zapytał już całkiem polubownie.
Ja również wypuściłam powoli zebrane powietrze i ruszyłam w jego stronę kocim ruchem, uważnie patrząc mu w oczy.
- Po pierwsze zabronił mu dyskryminowania ruchu pakietów spoza ich sieci internetowej. Po drugie nakazał uwolnienie pętli abonenckiej - powiedziałam wieszając mu się na szyi i wspinając na palce. - A po trzecie, nakazał udzielać informacji o wszelkich żądanych numerach, niezależnie od tego w jakiej sieci się znajdują - wyszeptałam już wprost do ucha.
- Sporo jak na jeden raz. I o tym wszystkim opowiadała ci koleżanka?
- No... i sugerowała jeszcze, żeby w innym wypadku zmienić sobie operatora...
- Cóż - może rzeczywiście rachunki spadną, jak zrozumieją, że nie są jedyni na świecie, stwierdził, siląc się na marsowe spojrzenie, ale oczy już mu się śmiały. - Lecę do sklepu na dół, chcesz coś oprócz czekolady?
Pokręciłam głową i zaczęłam przeliczać w tę i spowrotem liczby na fakturze, którą zostawił na stole. Jak się już podpisało umowę, to trzeba się potem jakoś umieć dogadać. Chociaż świadomość istnienia potencjalnej konkurencji niewątpliwie w tym jednak pomaga. Wychodząc zderzył się prawie ze swoją teściową, która na jego widok zmarszczyła się groźnie, niczym wietrząc wyrób monopolowy.
- Ależ mamusia ma dzisiaj lagi - rzucił wesoło i zniknął za drzwiami.
No tak, do mamy głupia też dziś niestety dzwoniłam. Mać potoczyła po kuchni bojowym spojrzeniem i bez ceregieli zapytała:
- Co tu się dzieje? Pokłóciliście się? Ktoś robi krzywdę mojemu dziecku? I gdzie on znowu poleciał... do sklepu?
- Myślę, że raczej poszedł poszukać jakiejś wolnej pętli abonenckiej - stwierdziłam i ponownie odwróciłam się w stronę okna. Tym razem, by opanować wzbierający we mnie rechot.