Doładowarka - Kiedyś coś na pewno obiecałeś mi

 
Kiedyś coś na pewno obiecałeś mi

Mądrość ludowa głosi, że gdzieś tak po 7 latach związku każde małżeństwo dopada w końcu kryzys. Otóż budzisz się któregoś pięknego dnia i stwierdzasz nagle, że wszystkie te wieczory spędzone przez was na niekończących się rozmowach w promocyjnej ofercie należą niestety do przeszłości. Że nie snujesz się nieprzytomna całymi dniami, pojękując z cicha niby „konająca” komórka, zaś gdy słyszysz dźwięk polifonicznego dzwonka, twoje serce nie tłucze się już nieprzytomnie o żebra, niczym wibrująca bateria. Czasami nawet łapiesz się nawet na tym, jak podążasz cielęcym wzrokiem za ruchami dłoni kolegów z pracy, w chwilach zadumy, gładzących niekiedy obudowy swoich aparatów.

Ale co się dziwić, kiedy własny men, miast doceniać przymioty kobitki, która od dekady stoi wiernie u jego boku, robiąc jednocześnie błyskotliwą karierę w biznesie IT, woli bajerować małolatki poznane w World of Warcraft, podniecające się właśnie faktem pobrania najmodniejszego w tym tygodniu, dzwonka bądź tapety. Faceci jakoś sobie z tym radzą, odgrywając wielkiego wojownika i biorą jeszcze więcej nadgodzin, kobiety, jakby gorzej. Zwłaszcza po trzydziestce...

***

Dlatego sympatyczny głos nieznajomego, odzywający się nagle w słuchawce, potrafi im czasem przypomnieć wszystkie te niegdysiejsze darmowe minuty, dłonie spocone od ściskania telefonu i płonący w ciemności ekran wyświetlacza, przy którym gasł nawet blask księżyca. Zwłaszcza, że nieznajomy, nie marnując czasu, przedstawił się i sprawnie przeszedł do podrywania na... taryfę. Nie mnie pierwszą zapewne, więc "bajer" płynął mu potoczyście niczym impulsy w epoce wdzwanianego internetu.

Jak to się dzieje, że jedynymi mężczyznami na planecie zdolnymi zrozumieć potrzebę pamiętania o rocznicach są... pracownicy Biur Obsługi Klienta? Ba! Spieszącymi nawet z tej okazji, z pakietem prezentów i prawie-prawie-darmowych usług, jeśli tylko zdecyduję się na ponowne podpisanie umowy. Wzruszona ową troską i pamięcią, już niemal bliska byłam tego, by zgodzić się na proponowany mi plan taryfowy wraz ze wszelkimi możliwymi opcjami, jednak usłyszana na koniec kwota abonamentu błyskawicznie przywróciła mi działanie wyższych funkcji logicznych. Podane w uzasadnieniu takiej właśnie opcji, wyliczenie moich dotychczasowych, średnich rachunków zaniepokoiło mnie jeszcze bardziej. Nie powiem. Zdarzały się i takie... Kiedy Jolka podejrzewała, że mąż zdradza ją na saksach, albo kiedy Baśka strasznie bała się, czy nie wpadli z Jurkiem, albo kiedy sama potrzebowałam akurat więcej porozmawiać. Bo tak! Niemniej przeciętna wartość wydrukowana na bilingu nie wykraczała zwykle poza górne strefy stanów przytomnych, stanowiąc ledwie połowę tego, co właśnie zaproponował mi wielce sympatyczny BOA.

O nie kochany! - pomyślałam sobie - Może i potrzebuję mieć świadomość, że komuś na tym świecie jeszcze na mnie zależy, ale nie za taką cenę. Będąc już zupełnie sobą, poprosiłam grzecznie o kontakt dnia następnego i danie mi czasu na analizę dostępnych ofert. Nawiedzeni Freudyści co prawda twierdziliby pewnie, że tak naprawdę chodziło mi po prostu o to, by usłyszeć ponownie ten tajemniczy głos, ale ja i tak już wiedziałam swoje, mając na pulpicie wynotowane parametry oferty o połowę tańszej niż proponowana i ze zblazowaną miną starej internetowej wyjadaczki czekałam na kolejny telefon.

Usłyszawszy znów swego ulubionego konsultanta, nie dałam się już tym razem zbić z pantałyku. Ledwie pozwoliwszy mu się przedstawić, przeszłam do kontrataku, skandując do mikrofonu opis interesującego mnie pakietu usług. Wpadłam przy tym w ten charakterystyczny ton, który tak strasznie rajcuje facetów, zakochanych w megabajtach i gigahercach. Zadowolona z siebie, wypuściłam resztę powietrza, czekając na krótkie: Tak jest, proszę pani!

- Ale, widzi pani... ta taryfa dostępna jest tylko dla nowych abonentów - poinformował mnie grzecznie człowiek na drugim końcu drutu.

Znaczy, że niby co? Że usługa kwiaty i czekoladki przestaje być dostępna po pierwszym roku znajomości? Że wszystkie te obietnice, wspólne plany i noszenie na rękach to mogę sobie już teraz tylko powspominać? Zaklęłam szpetnie w duchu i zapytałam, które w takim razie dostępne są dla klientek s-t-a-r-y-c-h i żeby już bardziej nie przedłużać, przy wsparciu konsultanta, wybrałam jakiś droższy plan, drżąc w duchu, czy aby w jego regulaminie nie ma niczego na temat zmywania garów.

***

Widać wszyscy faceci są jednak tacy sami. Nawet ci z Biur Abonenta wolą uwodzić świeżo opierzone, małolatki, które jeszcze nigdy... nie używały telefonu w abonamencie i na samą myśl o tym, oblewają się pąsowym rumieńcem.

Kurczę - a może trzeba było przejść na kartę? Zero zobowiązań. Od czasu do czasu wstukujesz tylko raz dwa, jakiś numerek, a po domu nie walają się sterty starych rachunków albo... brudnych skarpetek.

Hmm... chyba na przyszłość muszę się nad tym zastanowić.

 
 
Copyright 2024 drakonica.pl  All rights reserved
indeks tekstówmapa strony
portfolio.drakonica.pl